Świętość „odczarowana”.
Jadąc na rekolekcje chciałem zaczerpnąć ze źródła pełen dzban. Dla mnie ten czas od ostatnich rekolekcji minął bardzo szybko. Tak szybko ten czas mijał, że właściwie nigdzie nie przystanąłem, niczego nie poznałem, nad niczym się nie zastanowiłem. Jak w przysłowiowym dowcipie latałem z pustą taczką i nie miałem czasu jej załadować. Wiedziałem, że na rekolekcjach wyhamuję ……. i tak się stało. Miałem relację z rekolekcji napisać wcześniej, ale może i dobrze, że piszę teraz. Jedne rzeczy się zatarły inne uwypukliły. Za chaos myślowy z góry przepraszam. Po pierwsze na pewno osiągnąłem założenie rekolekcji, czyli „Nie bójmy się świętości” Na pewno gdzieś tam w głowie się kołatało, że ci „najświeżsi” święci to tacy ludzie jak my, ale ……. tacy trochę lepsi – świętsi. Gdzieś jednak kojarzyła mi się świętość z tymi wielkimi świętymi, do których jednak ciężko się było równać. Tu się jednak okazało, że świętym może każdy być, tak jak w słowach piosenki Arki Noego „Taki duży, taki mały, może świętym być…
Taki gruby, taki chudy, może świętym być…
Taki ja i taki ty może świętym być… ”
Bo nie chodzi o nadzwyczajność tylko właśnie zwyczajność życia tyle że w Bogu i z Bogiem. Tylko tyle i aż tyle, co w dalszej części piosenki też jest, a choć tyle razy ją z córką słuchałem to treść jej dopiero teraz do mnie dotarła.
„Święty kocha Boga, życia mu nie szkoda,
Kocha bliźniego, jak siebie samego…
Gdzie można dzisiaj świętych zobaczyć?
Są między nami w szkole i w pracy!”
Tak jak dawał przykład o. Piotr – wystarczy być jak dziecko i posłuchać dziecięcej piosenki, a wszystko staje się jasne i proste. Na potwierdzenie tego wszystkiego Pan Bóg zesłał mi słowa papieża Franciszka, będącego na pielgrzymce w Korei:
„Mówiono mi, że są męczennicy bez imienia, bo nie znamy imion, są święci bezimienni. To skłania mnie do myślenia o tak wielu, wielu świętych chrześcijanach w naszych kościołach: dzieci, młodzi, mężczyźni, kobiety, staruszkowie… wielu! Nie znamy imion, ale są święci. Dobrze jest myśleć o tych prostych ludziach, którzy żyją swym chrześcijańskim życiem, i tylko Pan zna ich świętość. Ich świadectwo miłości przyniosło błogosławieństwo i łaskę nie tylko Kościołowi w Korei, ale także poza jego granicami: oby ich modlitwy pomogły nam być wiernymi pasterzami dusz powierzonych naszej opiece.”
To jest też druga sprawa, którą sobie uzmysłowiłem – jedność Kościoła. Czy o. Piotr w Wąwolnicy czy papież Franciszek w Korei – mówią to samo. To samo usłyszał nasz brat w konfesjonale od spowiednika, to co wcześniej było na głoszonej konferencji, a później słyszeliśmy o niesieniu swojego krzyża i modlitwie łez, także w kazaniu na Mszy Św. o uzdrowienie. W cytowanym wyżej przemówieniu Franciszka jest dużo o tożsamości. To wydaje mi się chciałem zaczerpnąć na rekolekcjach, choć nie umiałem tego nazwać. Jest takie powiedzenie „skrzywienie zawodowe” – najczęściej ma wydźwięk neutralny, a niekiedy negatywny. Ot widzimy wszystko przez pryzmat naszego zawodu. Myśląc o tym chciałbym mieć takie skrzywienie w jednym zawodzie: zawód chrześcijanin. Przecież święty ma taki zawód i patrzy na świat przez pryzmat chrześcijanina. Na wszystkich i wszystko patrzy oczami Jezusa. Jak w każdym zawodzie i w tym trzeba odnaleźć własną tożsamość, bo nie można pracować z pasją jak się tej „roboty” nie kocha. Każdy z nas bez trudu wyobrazić sobie może, że nic nie wywiózłby z rekolekcji jakby było zorganizowane na przysłowiowy „odwal”. Szczególnie ważne dla mnie jest to kim chcę być i na czym stoję w obecnym świecie co świetnie ujął papież:
„Zadanie przyswojenia sobie i wyrażania naszej tożsamości okazuje się nie zawsze łatwe, ponieważ, będąc grzesznikami, wciąż będziemy kuszeni przez ducha tego świata, który przejawia się na różne sposoby. Chciałbym wskazać na trzy z nich. Jednym jest zwodnicze światło relatywizmu, który przysłania blask prawdy i, wstrząsając ziemię pod stopami, ciągnie nas w stronę ruchomych piasków zamętu i rozpaczy.
…
Drugim sposobem, w jaki świat zagraża solidności naszej chrześcijańskiej tożsamości jest powierzchowność, skłonność do bawienia się najnowszymi kaprysami, gadżetami i rozrywkami, a nie zajmowanie się tym, co naprawdę ważne
…
Istnieje też trzecia pokusa: pozornego bezpieczeństwa, jakie można znaleźć w skrywaniu się za łatwymi odpowiedziami, gotowymi formułkami, regułami i przepisami.
…
Raz jeszcze – to żywa wiara w Chrystusa jest naszą najgłębszą tożsamością, to znaczy być zakorzenionymi w Panu. Jeśli to jest, to wszystko inne jest drugorzędne.”
Wiem, że chcę być święty, wiem że mogę i wiem, że inni święci będą mi pomagali ……… już pomagają, bo przecież to dzięki wam wszystkim i waszym świadectwom te rekolekcje są tak owocne.
Jeszcze jedną sprawę przypomniał mi tekst Franciszka. Relatywizm, a dobro i zło. Zawsze byłem radykałem, ale bez określenia siebie, bez własnej tożsamości, bez kotwicy w Wierze, zawsze według świata można było patrzeć z różnych stron. Raz coś było dobre, by po jakimś czasie okazało się jednak złe, a najczęściej wszystko jest szare, nijakie i zawsze z jakimś „ale”. Więc i ja z braku wiedzy i z braku określenia samego siebie dopuszczałem, że nie można potępiać żadnych postaw, bo przecież „z jego punktu widzenia” ma on rację. Tymczasem jest Dobro, albo Zło i nic pomiędzy nimi. Robimy rzeczy z których cieszy się Niebo, albo z których cieszy się Piekło. To fakt, że nieraz nasze życie i decyzje są tak przeplecione grzechem, niczym chwastem jak w przypowieści „Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? Odpowiedział im: Nieprzyjazny człowiek to sprawił. Rzekli mu słudzy: Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go? A on im odrzekł: Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa;” Nie ma wtedy w sensie ludzkim dobrego rozwiązania, ale wtedy bierzemy ten Swój krzyż i idziemy z nim do Boga i w nim szukamy rozwiązania. Dla mnie osobiście ważne były spotkania z Matką Boską Kębelską, z którą staram się nawiązać głębszą relację, jak to ujął pięknie Franciszek „aby jako Matka nauczyła nas tego, czego tylko mama potrafi nauczyć: kim jesteś, jak się nazywasz i jak w życiu chodzić z innymi.” Ostatnio świętowaliśmy Cud nad Wisłą gdzie dzięki Maryi Wojska Polskie odniosło wielkie zwycięstwo. Tu też Matka Boska przyczyniła się do wygranej bitwy nad tatarami i uwolnieniu ludzi wziętych w jasyr. Bo „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”
Tak więc z Bogiem.
PS. A jedzenie też było wspaniałe.
Przemówienie Franciszka