Wielbi dusza moja Pana…
Maryja, bohaterka naszych weekendowych rekolekcji w Dąbrowicy urzekła mnie od pierwszej chwili. Już tego samego dnia zapragnęłam, by Ona mnie w ciągu tych trzech dni na nowo przemieniła. Jechałam z wielkim zamieszaniem, z trudną osobistą sprawą, upokorzona, z cierpieniem. Trzymało mnie to, że jestem odpowiedzialna za organizację, więc czasu na skupianie się na swoim bólu, nie mam. Na początku było o powołaniu Maryi, o tym, że wraz z tym powołaniem , wszystko inne zostaje przez Boga dane. Pomyślałam o swoim powołaniu, jako żony, matki, córki, ale także jako katoliczki, która otrzymała określone charyzmaty, które Bóg złożył w moim sercu. Czy żyję w wierności, czy moje spotkanie z Bogiem, owocuje spotkaniem z drugim człowiekiem?
Najpiękniejsze były dla mnie słowa Magnificatu, Jej przepiękne uwielbienie Boga i dziękczynienie. Ani jednej prośby, ani słowa o bólu, cierpieniu, odrzuceniu, o lęku przed śmiercią, która nad Nią wisiała…zawstydziłam się …i dobrze…zachwyciłam na nowo Bogiem, który zbawia, jest Wszechmocny i miłosierny. O, jak bardzo potrzebowałam Jego miłosierdzia teraz, żeby mój ból nie przerodził się w gniew, złość do innych, bym umiała wybaczyć nawet tym, którzy w tym momencie nie wiedzą jak mnie skrzywdzili. Jak bardzo bliska stała się dla mnie Matka Boga, chowająca Jego Słowo w sercu, karmiąca się Nim i żyjąca tym Słowem. Czy ja, karmiąc się Słowem Bożym, wyznawałam Bogu swoją miłość do Niego? A przecież On, nieustannie pochylał się nade mną i mówił o swojej miłości. Maryja uwierzyła tej Miłości jeszcze zanim Jezus zaczął czynić cuda, Ona wiedziała już wcześniej, że wielkie rzeczy uczynił Jej Wszechmocny…Czyni je także dla mnie, całe moje życie, wszystko, co mam, od Niego pochodzi. Centrum świata i wszystko, to, co najpiękniejsze, jest ukryte w moim prostym życiu. Jak bardzo jestem ślepa, gdy tego nie widzę, gdy zamiast radości, wchodzę w smutek, gdy pędzę w pośpiechu, chcąc wykonać milion zadań, gdy ta chwila, która jest tu i teraz, już nigdy nie powróci, to spotkanie z drugim człowiekiem już się nie powtórzy, ten błysk zachwytu w oczach mojego wnuka już za chwilę będzie inny…
Moje czyny mają być odpowiedzią na Bożą miłość, zawierzenie Jemu i drugiemu człowiekowi, przyniesie pokój w sercu. Ten pokój wracał do mnie, jako dar Matki, Jej Syna, Boga Ojca, odnalazłam go w Sakramencie Pokuty, w kapłańskiej modlitwie wstawienniczej, w błogosławieństwie.
Cudowny czas, gdy można usiąść, zasłuchać się w mądrość i głębię kapłańskiego słowa, zobaczyć realnie w jego osobie, jak można spotykać Pana w codzienności, jak można być dla drugiego człowieka całym sobą, wbrew wszystkim niesprzyjającym okolicznościom, wbrew pośpiechowi.
Zawstydziłam się kolejny raz, że skupiam się na sobie, że trudno mi zebrać myśli, słowa, że tyle we mnie pychy i egoizmu. Zapragnęłam na nowo harmonii i porządku, wspólnoty, radości z piękna w świecie i drugim człowieku. Wielbi dusza moja Pana…dziękuję Ci Boże Wszechmocny, |Dobry i Miłosierny.
Ula