Rozważania nieuporządkowane.
Dużo myśli wykiełkowało po naszym ostatnim spotkaniu. Pewnie z tego wyjdzie chaos, ale może dzięki tej pisaninie coś się w moich myślach wykrystalizuje. Ostatnio zwróciłem uwagę na ogromne nasycenie symboliką Biblii i tak się zastanawiałem, jak to rozumieć. Wydaje się że powinno być prościej, bo np. ląduje rozbitek ateista na bezludnej wyspie i w bagażu jedyne słowo pisane to Biblia. Słowo Boże i do niego powinno przemówić i pewnie przemówi, ale przecież nie ma dostępu do objaśnień symboliki, czy też odtworzenia tła historycznego, tak jak to my mieliśmy dzięki Mirkowi. I co wtedy? Ano wyszło mi że nic, a właściwie że dzięki Duchowi Świętemu jest on w stanie zinterpretować te słowa właściwie. Przecież Biblia miała prowadzić chrześcijan i w pierwszych wiekach i w średniowieczu i obecnie i pewnie jeszcze parę pokoleń po nas, a każde z pokoleń musi odczytać ją na nowo. Czyli nie sztuka przeczytać Biblię, sztuka pochylić się nad nią i zrozumieć, ujrzeć w tym Objawieniu słowa skierowane do nas bezpośrednio, bo one tam na pewno są . Może i mnie Duch Święty pozwoli odczytać, Słowo skierowane do mnie.
Druga sprawa co mi umysł zaprząta to te nieszczęsne tłumy.
Tak to ujmuje Ks. Mariusz Pohl na mateusz.pl :
„A tłumy? Właśnie: tłumy. Istotą tłumu jest to, że każdy, kto się w nim znajduje, wyrzeka się swej indywidualności i samodzielnego myślenia, rezygnuje ze swej osobistej wolności, godności, praw, zrzeka się odpowiedzialności, nie chce być sobą – za cenę kromki chleba lub igrzysk. Niech się dzieje, co chce, albo co chcą, ja się zgadzam, jeśli inni też. Także i ta postawa przewija się przez wszystkie wieki.
Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Chrystusa? A może ja też?”
Myślę jednak, że to nie do końca tak. Jako, że wierzę w ludzi, to bliskie mi jest stanowisko, że te tłumy witające to nie były te tłumy wołające do Piłata „Zabij go” (a tu bach i wczoraj w TV bp. Cisło mówi że to te same). Mimo wszystko myślę, że ci co witali Jezusa, nie wołali „Zabij go”. Wprawdzie nie stanęli czynnie w jego obronie, ale moim zdaniem przy takiej kampanii nienawiści rozpętanej przez faryzeuszy, w której pogubili i przestraszyli się nawet uczniowie Jezusa, pewnie stali i ze zgrozą patrzyli na to co się dokonuje na ich oczach. Może zabrakło im wiary?…. Czemu tak myślę ….., ano dlatego, że zastanawiałem się gdzie ja bym stał i co robił. Kim bym był. Myślę, że bym rzucał mu gałązki pod nogi. Wiem kim jest Jezus, gorzej ze zrozumieniem i wiarą, ale na pewno nie wołałbym „Zabij go”. Wmawiam sobie, że bym sie Go nie zaparł………. , a po cichu ma nadzieję, że to na mnie padnie pomóc Mu nieść krzyż, chociaż ułamek drogi, bo przecież żołnierz nie wybrał jakiegoś osobnika ziejącego nienawiścią do Jezusa, lżącego czynem i słowem, ale kogoś u kogo pewnie dostrzegł jakieś współczucie, czy smutek – może pomyślał „A współczujesz mu to podźwigaj krzyż z nim to ci może przejdzie”, może właśnie on był jednym z tych witających……… może to będę kiedyś ja. Ach ciężko się myśli o tym wszystkim …….. W ogóle im bliżej ukrzyżowania tym ciężej to wszystko pojąć i ogarnąć umysłem. Początki są prostsze, tu cud, tam kazanie oczywiście niosące głębokie treści, ale mimo wszystko cel jest bardziej zrozumiały, zaś teraz aż strach w coś sie wgłębiać, bo wychodzi na to że ci co rzucali mu płaszcze na drogę i krzyczeli Hosanna prowadzili go na śmierć. Pewnie nie jednemu powstała myśl, że niepotrzebnie prowadził tu, do tego miasta Jezusa, bo przecież ówcześni na pewno wiedzieli o poglądach mieszkańców Jeruzalem. No tragedia. To jakby na pierwszej pielgrzymce JPII do kraju, SB go wsadziło do więzienia i po sfingowanym procesie skazało na śmierć……… no po prostu straszne. A myślicie że inaczej witano Jezusa? To należy wołać Hosanna i rzucać płaszcze pod nogi Jezusa? Z drugiej strony to kamienie za mnie mają krzyczeć? A może się zagalopowałem, bo przecież Jezus ma wolną wolę, której nikt nie może nagiąć. W końcu to ta wola uczyniła go posłusznym Ojcu aż do końca. Droga na Golgotę na pewno nie była łatwa i myślę że nawet drobne gałązki rzucone mu pod nogi, choć trochę ulgi mu sprawiają. Ciężko się w to zagłębiać, ale trzeba przecież……
Mateusz.pl: „(…)Jak Ewangelista, tak i Kościół nie waha się poddać wierzącym do rozważania męki Chrystusa w całej jej twardej rzeczywistości, aby wszyscy zrozumieli, że On, prawdziwy Bóg, jest także prawdziwym człowiekiem i jako taki cierpiał; a wyniszczając w swojej umęczonej naturze ludzkiej wszelki objaw swojej boskości, stał się bratem ludzi i podzielił z nimi śmierć, by dopuścić ich do uczestnictwa w swojej naturze boskiej. „Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu. Dlatego Bóg wywyższył Go i dał Mu Imię ponad wszelkie Imię” (MP). Z najgłębszego wyniszczenia pochodzi największe wywyższenie. Chrystus, również jako człowiek, został ustanowiony Panem wszystkich stworzeń i wykonuje swoją władze jednając je z Bogiem, wybawiając ludzi z grzechu i udzielając im życia Bożego.(…)
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy Żyć Bogiem, t. I, str. 395
„(…)Nie należy się dziwić, że Wielki Tydzień rozpoczyna się uroczystym wjazdem Chrystusa do Jerozolimy. Zbyt wiele miało się dokonać w ciągu kilku dni, by Jezus nie chciał zwrócić uwagi swym uczniom na ich bogactwo. Niewiele z tego pojmowali. Kościół przez dwadzieścia wieków usiłuje wejść w tajemnicę tych dni i każdego roku na nowo stwierdza, że nie jest w stanie przeżyć ich bogactwa w sposób wyczerpujący.
Szczęśliwy, kto znajdzie tyle czasu, by w tym jednym tygodniu wędrować, krok w krok, za Mistrzem z Nazaretu od Jego uroczystego wjazdu do Jerozolimy, aż po wyjście z grobu w poranek Wielkiej Niedzieli. Wtedy i w jego życiu będzie to Wielki Tydzień.(…)
(…)Wchodzimy w Tajemnicę Wielkiego Tygodnia. Chcąc przeżyć w pełni dramat Wielkiego Piątku musimy się odnaleźć w tym skazańcu. Jezus jako Sędzia sprawiedliwy wydał na nas wyrok śmierci, ale z miłości do nas w dniu wykonania wyroku zajął nasze miejsce. Wyrok został wykonany na Nim, a nie na nas (…)
Ks. Edward Staniek
” Jeszcze jedna uwaga ze spotkania zapadła mi głowie, a mianowicie, że jak Jezus kazał uczniom „skubnąć” osiołka to tak jakby i nam coś „skubał” czasami. Nieraz chętnie coś oddajemy, ale nieraz strata jest bardzo bolesna. Oczywiście wiemy wszystko, ale pogodzić się, a wiedzieć nieraz bardzo daleko od siebie leży. Może jakieś pocieszenie w tym jest, że ta strata, ten osiołek ulżył Jezusowi w drodze ku przeznaczeniu.
Wcześniej napisałem, że nikt nie wystąpił w obronie Jezusa bo zabrakło im wiary? Właśnie wiary nie odwagi. Życie w tamtych czasach pewnie nie było usłane różami więc myślę, że odwagi ludziom nie brakowało. Ula w swoich wcześniejszych rozważaniach ten aspekt sprawy już poruszała, bo przecież pozostał taki sam do dziś. Na pytanie „Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. I dodał: Wierzysz w to? Chyba jeszcze wtedy i dziś tak nie do końca jak Marta (na pewno i teraz są tacy ludzie) możemy odpowiedzieć „Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat” i uwierzyć że nie ma czego się bać. Jakoś łatwiej chyba kobietom sercem uwierzyć niż nam rozumem, ale w poprzednią środę było czytanie o królu Nabuchodonozorze, który gdy słudzy jego nie chcieli się pokłonić złotemu bożkowi „polecił związać Szadraka, Meszaka i Abed-Nega i wrzucić ich do rozpalonego pieca. Król Nabuchodonozor popadł w zdumienie i powstał spiesznie. Zwrócił się do swych doradców, mówiąc: Czy nie wrzuciliśmy trzech związanych mężów do ognia? Oni zaś odpowiedzieli królowi: Rzeczywiście, królu. On zaś w odpowiedzi rzekł: lecz widzę czterech mężów rozwiązanych, przechadzających się pośród ognia i nie dzieje się im nic złego; wygląd czwartego przypomina anioła. Nabuchodonozor powiedział na to: Niech będzie błogosławiony Bóg Szadraka, Meszaka i Abed-Nega, który posłał swego anioła, by uratował swoje sługi. W Nim pokładali swą ufność i przekroczyli nakaz królewski, oddając swe ciała, aby nie oddawać czci ani pokłonu innemu bogu poza Nim.” Co mi zwróciło uwagę to to że oni tak naprawdę nie wiedzieli jak postąpi Bóg: „Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś.” Jaką trzeba mieć wiarę żeby nie być pewnym a ufać?……. Same chłopy a wierzyli więc może jest dla nas nadzieja 🙂 Ja w każdym razie musze sporo nad tym popracować……….
Tak na zamknięcie tematu to myślę że z rozmowami wśród chrześcijan o chrześcijańskich sprawach nie jest źle, oczywiście mogłoby być o wiele lepiej, bo tak naprawdę to sporo tematów się nie porusza bo się wiedzy nie ma, po drugie trochę sie rozmawia tyle że niejako „niechrześcijańskim” językiem i z niechrześcijańskimi przykładami. Chodzi mi o to że np. parę razy przetoczyła się dyskusja o karze śmierci jako o karze zgodnej czy nie z Kartą praw człowieka, zaś argumenty religijne były tak wstydliwie przywoływane i raczej instrumentalnie. Jest „Nie zabijaj” to sie nie odzywaj.
I tak już na koniec, to mimo że jestem konserwatystą i denerwują mnie jakieś nieprzemyślane zmiany, to jednak uważam że większość przerwanych tradycji, szczególnie tych przez PRL nie da się odtworzyć w życiu obecnym. To już mimo wszystko będzie obcy zwyczaj, jak to mówią nasi południowi sąsiedzi „to se ne wrati”, szczególnie w obecnej dobie wyśmiewania mocherów i ciemnogrodu i bycia w modzie „europejczykiem”. Nie przeszkadza to jednak na nowe tradycje. Mi się bardzo podobają rybki na samochodach 🙂
Andrzej