III Niedziela Wielkiego Postu
Wj 17,3-7; Ps 95,1-2.6-9; Rz 5,1-2.5-8; J 4,42.15; J 4,5-42
“Każdy kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś pił będzie wodę którą ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu”.
(J 4, 13 – 14)
Prawdopodobnie nie zrozumiemy w pełni czym dla ludów pustynnych jest studnia. Kto miał studnię miał władzę. Studnia w pobliżu Sychar w Samarii była darem patriarchy Jakuba. Ale ta cała Samaria to coś odrażającego.
Podczas najazdu Asyryjczyków ponad 700 lat przed narodzeniem Chrystusa uprowadzono stąd ponad 20 tys. ludzi. Na ich miejsce sprowadzono osadników z różnych ciemnych zakądków imperium. Zmieszali się oni z Żydami. Jednak najdotkliwsze było to, że zmieszali również swoją religię z wiarą w Jedynego Boga. Odtąd zapanowała wrogość we wzajemnych relacjach. Żydów zmierzających do Jerozolimy Samarytanie czasem napadali. Rabini za to głosili, że “Woda Samarytan jest bardziej nieczysta niż krew wieprza”. – “Jakże Ty będąc Żydem prosisz mnie Samarytankę, bym Ci dała się napić”.
Trochę zuchwała była ta kobieta. Nie pozwoliła sobie w kasze dmuchać. Ale gdy usłyszała o wodzie, którą może dać jej Jezus zaciekawiła się. Woda, po której ona Samarytanka nie będzie już pragnąć wyraźnie ją zaintrygowała. Ale czy jest taka substancja? Czy to nie jest jakaś ściema? Ale za chwilę będzie już wstrząśnięta i zupełnie skapituluje, a ton zuchwałości już nie powróci. Oto usłyszała historię własnego życia, której ten przybysz nie mógł znać, chyba że był prorokiem. Z tej historii jasno wynikało, że owa Samarytanka nie mogła pochwalić się nieposzlakowaną opinią. Jej życie osobiste to jeden wielki zamęt. A jej serce to głęboka studnia pełna zatrutej wody. Dlaczego więc właśnie jej zdecydował się Chrystus powierzyć niektóre z ważnych tajemnic swojego posłannictwa? Dlaczego przed nią tak się odsłonił i tak wprost wyznał, że jest Mesjaszem? Czyżby tak bardzo chciało mu się pić?
W owej Samarytance każdy z nas odnajduje cząstkę siebie. Ja, tak samo jak ona, nie liczę na spotkanie z prawdziwym Bogiem. Bóg nie zwraca się do takich jak ja. Wyszedłem tylko po wodę, albo po coś innego. A On siedzi gdzieś i patrzy na mnie i zawsze znajduje powód by do mnie przemówić. Mówi, że nie warto kłopotać się o to, co mnie tak bardzo zajmuje, czemu się codziennie poświęcam, co mi przysłania sprawy naprawdę ważne. Pyta mnie czemu siedzę nad zatrutą rzeką, czerpię z niej i piję, a nawet się rozkoszuję nie znając smaku “wody żywej”. Dlaczego myślę, że to czym mnie karmi świat ze swoją “kulturą masową” to już musi być szczyt smaku. Ci wszyscy celebryci telewizyjni kręcący się wokół własnego ogona, opowiadający żarty, po których nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać, czy może rzucić się do studni. Zamęt i niepokój oto co otrzymałeś od świata.
Jezus mi powiedział wszystko o mnie, zna historię mojego życia, ale On ma także balsam na moją duszę. On mnie nie potępia, ale obiecuje ratunek. Jest przekonujący nawet wobec tych co niedowierzają łasce i miłosierdziu. Trzeba się tylko przed Nim otworzyć.
Studnia Jakubowa miała ponad 30 metrów głębokości. Ponoć do niedawna prawosławny pop, który opiekował się tym miejscem spuszczał w dół tacę, na której stała świeca i rozświecała mroki głębokości tak aby pielgrzymi mogli przekonać się naocznie o owej głębi. A jak głęboka jest studnia mojej duszy? I co ją zdoła rozświetlić?
Czy ja biorę na serio to, co Chrystus do mnie mówi? Gdybym spotkał go dziś, gdzieś na mojej drodze, wśród codziennych czynności, gdyby opowiedział mi historię mego życia jak tamtej Samarytance, jakbym zareagował? Może zawołałbym znajomych i pokazując tego przybysza mówił: Widzicie tego faceta. On podejrzał mój profil na “facebooku” i czytał o mnie na “Naszej Klasie”, a teraz mówi, że wszystko o mnie wie.
Ale ty i ja wiemy, że Chrystus wie o nas więcej niż nasi znajomi, przyjaciele, rodzice, a nawet my sami. On jest tym światłem, które rozjaśnia mroki mojej duszy. Wszystkim nam, bez wyjątku, potrzebna jest oczyszczajaca moc łaski, właśnie ta “woda żywa” i to miłosierne spojrzenie, w którym dostrzeżemy nie potępienie, a obietnicę ratunku.
Mirek